Gildenlow, Kristoffer - Empty

Olga Walkiewicz

W zdjęciu ukryta jest chwila, wpleciona w miękkość traw na szmaragdowym wzgórzu otulonym łąką. To przedziwne miejsce, gdzie ziemia łączy się z niebem, a czas zastyga niczym ważka w bursztynie. W tej zwiewnej scenografii figuruje postać odziana w czarny płaszcz zadumy. Naznaczona jest melancholią, która mogłaby być jego drugim imieniem. Kristoffer Gildenlöw - władca tego miejsca, artysta skażony muzyką, pełen refleksji i smutku.

Zastanawiałam się słuchając wcześniejszych jego płyt, dlaczego jest w nich tyle bólu? Przepiękne to dźwięki, doskonałe harmonie epatujące eterycznym nastrojem i czarem. Lecz teksty przynoszą gorycz istnienia i prawdę o pułapkach czyhających w labiryncie życia. Może to rodzaj terapii oczyszczającej z gniewu skierowanego przeciwko temu, co od nas nie zależy? Zmaganie się z losem przypomina jazdę rozpędzonym rollercoasterem. Za każdym zakrętem czai się nieprzewidywalne...

Kristoffer ma za sobą lata muzycznych doświadczeń, zarówno jako członek znakomitych zespołów, takich jak Pain Of Salvation czy Kayak, jak i twórca solowego materiału. Współpracował z wieloma artystami, między innymi z Nealem Morse’em, Damianem Wilsonem i Laną Lane. Jest jednym z założycieli i członków grupy Philosophobia. Można bez końca pisać o albumach, na których zaznaczył swoją obecność.

Urodził się w 1978 roku w Eskilstunie (Szwecja). Miłość do muzyki kształtowała jego wnętrze. Prawdziwa przygoda rozpoczęła się, gdy został basistą w Pain Of Salvation. Ich debiutancki album - „Entropia” otworzył wrota do kariery. Kris nagrał z zespołem jeszcze trzy płyty: „The Perfect Element” (2000), „Remedy Lane” (2002) i „Be” (2004). Czerwony dywan jarzył się blaskiem, lecz niespokojna natura Gildenlowa skierowała go do nowego portu. Ze Szwecji przeniósł się do Holandii. Brał czynny udział w nagraniach fonograficznych wielu wykonawców. Z Laną Lane nagrał „Lady Macbeth” (2005), a z Dark Suns - „Grave Human Genuine” (2008). W tym samym roku zaszczycił swoją obecnością dwa albumy Harmony: „End Of My Road” i „Chapter II: Aftermarth”. Z Shadow Theory spotkał się w czasie realizacji płyty „Behind The Black Veil” (2010), z Episode połączył go album „Obsessions” (2011). Trzeba jeszcze wspomnieć o płyci For All We Know i Consortium Project (2011). Z żoną Liselotte Hegt stworzył projekt Dial, z ktrym w 2007 roku wydał album zatytułowany „Synchronized”.

Solową ścieżkę Kristoffera zainicjował „Rust” w 2012 roku. Po nim były kolejne, niezwykle refleksyjne i pełne melancholii produkcje: „The Rain” (2016), „Homebound” (2020) i „Let Me Be A Ghost” (2021). Ten rok zaowocował znakomitym i niezmiernie zadumanym albumem „Empty” (premiera odbyła się 8 lutego 2024 roku). To w stu procentach płyta autorska Gildenlöwa. Począwszy od skomponowania muzyki, poprzez warstwę liryczną, grę na basie, gitarach, instrumentach klawiszowych i perkusyjnych po projekt okładki i książeczki. A skoro nasz Krzysiu jest tak wszechstronną personą, to trzeba dorzucić jeszcze parę nazwisk artystów, którzy muszą odpowiedzieć za współudział w „zbrodni”: w gitarowych solówkach pojawiają się Paul Coenradie, Marcel Singor i Patrick Drabe. Na perkusji można usłyszeć Dirka Bruinenberga, Jeroena Molenaara i Jorisa Lindnera (plus Hammondy). Za bas odpowiedzialny jest Ola Sjonneby. Na skrzypcach grają Ben Mathot i Anne Bakker (plus altówka). Dźwięki wiolonczeli wyczarowuje Maaike Peterse. A w chórkach możemy posłuchać głosu Jana Willema Ketelaersa i Erny Auf der Haar.

Czas na muzykę, która utrzymuje nas w ryzach nostalgii. Freud nazwałby sferę emocji, w jakiej porusza się Kristoffer, autopsychoanalizą. Może to własne doświadczenia i emocje? Może „portret pamięciowy” zdarzeń i ludzi z przeszłości? Współczesna psychologia neguje stare dogmaty, lecz czy można zaprzeczyć słowom: „Niewyrażone emocje nigdy nie umierają. Zostają zakopane żywcem, by powrócić później w znacznie gorszej postaci”? W tym zdaniu tkwi bolesna prawda. Może dlatego warstwa liryczna albumu, jest tak naznaczona goryczą?

Dwanaście kompozycji jednoczy w sobie emocje tak głębokie, jak Rów Mariański. Jest to bolesne i niezwykłe. To jak chwila spędzona w samym jądrze burzy, gdzie strach miksuje się z pięknem. „Time To Turn The Page” otwiera wrota do krainy smutku i zadumania. Subtelność gitary splata się z głosem Gildenlöwa, aby wybuchnąć soczystą solówką. Gdzieś pomiędzy nutami zabłąkała się nastrojowość King Crimson. Na parę sekund, na krótko, niczym blask gasnącej świecy, po którym zapada ciemność…

„The time is long overdue. You see, they’ll be cashing in tomorrow and you thought you had it all and now you’ll be buried with your sorrow...”.

„End Of the Road” to piękny utwór z akompaniamentem smyczkowym, soczystymi harmoniami wokalnymi i niesamowitym klimatem. Drobne ozdobniki generowane przez instrumenty perkusyjne dodają pikanterii. Proste i nieskomplikowane tło akcentuje siłę wokalu.

Ludzie zmieniają się jak w kalejdoskopie. Twarze, zdarzenia, nasze myśli i to, co łączy i rozdziela dwoje osób. Jest między nimi niczym niewidzialna kurtyna, jak mrok któremu nie dano się wypalić. „Harbinger Of Sorrow” to kwintesencja tęsknoty i rozpaczy wkradającej się do wspólnego „przemijania”, do codziennego życia w którym zabrakło wspólnego mianownika. Miękkie klawiszowe tło - motoryczne i jednostajne - jest jak upływający czas z którym trzeba się zmierzyć.

„I will outrun your futile grasps in darkness. You won’t escape, I’m the harbinger of sorrow...”.

Czy w życiu dwojga ludzi istnieje zrozumienie? Czy widzimy siebie nawzajem w krzywym zwierciadle naszych pragnień i niespełnionych oczekiwań? To pytanie zawisa w lirycznej przestrzeni i czeka na odpowiedź. „He’s Not Me” nie udziela jednoznacznych odpowiedzi na zadane pytania. Jest jak lustro, które odbija naszą rzeczywistość podwójnie, zacierając kontury i barwy. Magiczny, floydowski nastrój kołysze swoim onirycznym pięknem i kropelką „ambiance nostalgique”.

Nagranie„Black & White” nie zmienia aury, jaka otacza album. Niemniej pojawia się tu kobiecy wokal Erny Auf der Haar, co w bardzo ciekawy sposób urozmaica tę kompozycję wraz z czarowną, gitarową solówką.

„Down We Go” przeplata melancholijny wokal Kristoffera i efektowne, gitarowe solówki. Głos Krisa kojarzy się tutaj z Leonardem Cohenem. Ten sam wgniatający w fotel poziom melancholii, ta sama gorycz istnienia. Dużo tu mroku, bardzo dużo…

„I wanna pass the blame to you. I wanna curse your name. I wanna drag you through the mud but we are both same. And as we’re tumbling down the hill, in every other way. We are lonely and ashamed with nothing left to say...”.

Czas na spojrzenie wstecz na ludzi, którzy nas zranili i zawiedli. „Turn It All Around” to bardzo piękny utwór z rozbudowaną sekcją smyczkową. Skrzypcowe pizzicato i wokal tworzą niesamowity efekt. To jeden z najciekawszych utworów na płycie - zwiewny i koronkowy, oszroniony eterycznym blaskiem… Prawdziwa perełka.

„Means To An End” stanowi ciąg dalszy smyczkowych fantazji z akompaniamentem fortepianu i świetnymi chórkami. Widać, że Kristoffer rozsmakował się w klasycznych brzmieniach. Schowany w tle bas doskonale koresponduje z perkusją. Gitarowa solówka unosi srebrzysty pył emocji. Warstwa liryczna łączy w sobie wspomnienia i rozrachunek z przeszłością. Jest ostatnim kadrem historii rozstania z iskierką nadziei w tle.

„The morning when you didn’t wake. You could no longer lie. A smile that you just couldn’t fake, too old and beat to try. Through you have grown so weary, I feel a grain of hope in you. Lives within a wooden frame more distant day by day...”.

Kolejna kompozycja stanowi pomost pomiędzy zwątpieniem a wolnością. Eteryczny ruch skrzydeł kolibra jest wolniejszy od myśli, jakie przenikają przez pryzmat dźwięków. Subtelny powab, jaki łączy poszczególne frazy „Beautiful Decay” emituje stubarwną energią uwolnioną z wszelkich ograniczeń:

„We’ve seen all this town can give so worn and torn. And we dream the dreams that no one dares to dream. They’re to afraid to fall but we, we’re at large...”.

Gildenlöw zastanawia się nad ułomnością ludzkiej natury. Człowiek to krucha istota, pełna sprzeczności i   lęków. Potrafi walczyć o to, w co wierzy, nawet gdy bitwa niszczy jego wnętrze. „The Brittle Man” jest jednym z najkrótszych (2’29’’) i najprostszych w budowie utworów. Nieskomplikowana linia gitary i posępny wokal stanowią tutaj jedyne „instrumenty”.

Saturated” podbija tempo i inicjuje rytm pracą bębnów i basu. Wokal Kristoffera wspierają znakomici goście: Jan Willem Ketelaers, znany doskonale z Magoria i Knight Area oraz Erna Auf der Haar, która wystąpiła już na albumie „Rust” Gildenlöwa. Trzeba przyznać, że kompozycja ta brzmi bardzo przebojowo, choć nie brakuje jej mrocznych akcentów. Głos lidera hipnotyzuje i nadaje ciemnych tonów muzyce. Podobnie tekst utworu:

„Always in search for the next new thing, where everything else can wait. Exchanging our demons as currency, they come at us thousand to one at the time. Dauting the silence they send on through, indifferent to what we receive...”.

Na zakończenie otrzymujemy podwójne espresso nostalgii i zwątpienia w formie tytułowej kompozycji „Empty”. Kristoffer zabiera słuchaczy w podróż po tajemniczym gąszczu ludzkich namiętności, po dżungli życia pełnej niebezpieczeństw, zwątpienia i bólu. Jest mistrzem narracji w minorowych barwach. To ścieżki, jakie przemierzali bohaterowie Byrona i Goethego. Słowa jakimi kończy się ten album wnikają głęboko w zakamarki umysłu:

„All the pain and hurt, they added themselves. Oh how quickly they forget. ‘Cause all they ever wanted was to hold it in their hands but their will turned to regret. I can’t watch it anymore I turn their page, ‘Cause I am empty...”.

Każdy dźwięk stopniuje dramatyzm, buduje emocje i rysuje rzeczywistość akwarelą kontrastów. Szczególne wrażenie robi oszczędny, klawiszowy akompaniament i zaplątana w psychodeliczną sieć linia wokalna. Wisienką na torcie jest namiętne, gitarowe solo, które stopniowo odpływa, powoli cichnie, znika…

Album „Empty” to kolejna udana odsłona w dyskografii Kristoffara Gildenlöwa. Album piękny, poważny i pełen ekspresji. Głęboki i bardzo osobisty. Bolesny jak poczucie przemijania, z którym trzeba się zmierzyć. Niech muzyka będzie prawdziwą wolnością… Teraz i na zawsze. Czas by przewrócić kartkę...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!